SIŁA

 

Kreślę Ci tych kilka słów

Przyszło mi pisać o sile. Twojej sile. Przyszło mi rozmyślać nad tym, czy panowanie nad czymś niemożliwym do zapanowania jest siłą czy pacyfikacją. Kiedy kończy się walka o marzenia, a kiedy ślepa walka o nic, walka wszystkimi, możliwymi narzędziami? Czy to desperacja? Na swoich sztandarach wypisywałam wielkie hasła i nawoływałam do ofiar. Stawałam na barykadach i wydawałam wojenny okrzyk. Potrzeba mi było tej wojny i mnie. Przegrałam ją. Jednak na placu boju, pośród moich trupów odnalazłam ciszę i mój własny spokój. Spod ścierw moich wczesnych marzeń wygrzebałam małe nadzieje, nowe nadzieje. W zgliszczach po bitwach, którym dowodziłam znalazłam odpowiedzi, o które walczyłam. Trzeba mi było tej wojny, oj trzeba było. Byłam jej pewna, byłam pewna jej zasadności. A pewność to wielka zguba.

Pamiętam morderstwo, jakieś dwadzieścia lat temu. W jakimś mieście, którego nazwy nie pamiętam został zamordowany mężczyzna. Podejrzaną była jego pracownica a jedynym świadkiem – żona denata. Początkowo nie była pewna winy pracownicy ale im więcej czasu upływało i im bardziej cierpiała po śmierci męża, tym bardziej była pewna, że widziała to, co widziała.

Była pewna i zgubiona.

 

Pewność daje siłę, ale czy pewność jest „pewna”?

 

Na pewno, nie raz zastanawiasz się, czy robisz dobrze. Chcesz być konsekwentną i co jakiś czas pytasz sama siebie, czy dobrze robisz. Padają pytania i zaczynasz ważyć myśli. Kiedy „lewa równa się prawej” utwierdzasz się w przekonaniu, że „jest dobrze”. Ta siła argumentów, kwestia wykorzystania wiedzy i doświadczenia, wydaje się być spójna z głosem intuicji. Kiedy pomyślisz w ten sposób może się to jednak okazać pułapką.

Pewność siebie, powoduje często, że bierzemy głębszy oddech. Sądzimy, że wszystko jest przemyślane i dopracowane. Owa „pewność” bierze się niekiedy z tak wielu źródeł, że można nią łatwo zagłuszyć intuicję. Z jakich źródeł, zapytasz. Ano prowadzi nas często zwykły, dobrze nam znany strach i emocje, które napędzają chęć dobicia targu z samym Diabłem.

Kiedy przyszło mi podejmować „życiowe” decyzje, często, kiedy byłam pewna swego mój oddech przyspieszał. Niekiedy działo się tak do tego stopnia, że kręciło mi się w głowie. W moim życiu panował wówczas totalny i obsesyjny chaos. Czułam, jak tonę. Pewność, że robię dobrze, było dla mnie takim uczuciem, jakby ktoś rzucił mi koło ratunkowe. Tak bardzo skupiałam się na tym, że mogę przez chwilę odpocząć w tym „kole”, że nie zwracałam uwagi na to, jak daleko mam do brzegu. Nauczona byłam szarpania się z falami, pływania wpław i doszłam do wprawy we wstrzymywaniu oddechu pod wodą. Każda podejmowana decyzja spędzała mi sen z powiek, bo choć decydowałam o wszystkim sama, to nie czułam się do tego przystosowana.

 

Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy

 

Nie miałam wiedzy i narzędzi. Żadnych. Byłam dorosłym dzieckiem z lasu, które umiało rozpalić ogień w lesie bez użycia zapałek, ale nie umiało się obronić przed wpływem toksycznych ludzi i wielką presją otoczenia. A otoczenie śledziło każdy mój ruch. Cieszyłam się zatem, gdy moja decyzja była spójna z tym, czego oczekują ode mnie inni. Czułam się wówczas, jakbym oddała wypełniony test z fizyki kwantowej. Czekałam już tylko na wynik. Zanim on nadszedł, co jakiś czas upewniałam się, że postąpiłam dobrze. To podobny moment do tego, kiedy w szkole konsultowałam z koleżankami i kolegami z klasy dokonane wybory na teście. Oczywiście, bałam się zapytać najlepszego ucznia. On rozwiałby moje nadzieje albo wątpliwości. A ja wolałam w nich pozostać.

Wspomniana intuicja, to Twój swoisty kod duszy, taki duchowy GPS. Sądzisz, że jest przeceniona? Mylisz się. Jest niestety bardzo niedoceniana i często zwyczajnie pomijana. To Twój wewnętrzny głos, ten, który wie najlepiej. On zna najlepszą odpowiedź, ale nie dla otoczenia i innych, tylko dla Ciebie. Podejmowanie decyzji zgodnie z intuicją daje niezwykłą lekkość i spokój, że niezależnie od tego, jaki będzie wynik – prowadzi Cię on dokładnie tam, gdzie powinnaś trafić. Czasem mam poczucie, że jeżeli mam wiele wątpliwości, to znak, że usilnie chcę dokonać takiego wyboru, którym ma mnie zaprowadzić tam, gdzie chcę. Ale tam, gdzie CHCĘ trafić, może być zupełnie innym miejscem, aniżeli to, do którego trafić POWINNAM. Znowu pojawia się popularne zagadnienie „wychodzenia ze strefy komfortu”. Nie jest ono zwykłym „ryzykiem” i rzucaniem się na wielkie fale. To nie tylko wytyczanie najwyższych celów, które są najwyższe jedynie w opinii całego świata, ale nie Twoim. Jak i skąd niby świat i ludzie Cię otaczający mieliby wiedzieć, co jest dla Ciebie najlepsze? Niby jak? Jest jakaś uniwersalny przepis na szczęście? Fakt, można czytać biografie, poradniki gwiazd i nie gwiazd. Natomiast oni opisują jedynie swoją drogę i zmagania. Ich prawdy nie powinny być Twoimi prawdami. Nie po to urodziłaś się „Anną Kowalską”, żeby być „Janem Nowakiem”, czy uczestnikiem „Tańca z gwiazdami”.

Nie musisz uprawiać cross fit, być wege, być „anną nowak photography”, hipsterem (nigdy nie wiem, co to znaczy), mamą na obcasach, seksowną Insta dziunią, albo samozwańczą „podróżniczką”, której wycieczki ograniczają się do weekendu w Pomiechówku.

Pamiętam zabawną sytuację, z czasu, kiedy chciałam być tym wszystkim. Naprawdę czułam, że mogę i, że chcę. Wydawało mi się, że duszności, które odczuwam to znak od mojego ciała, że tego właśnie chcę. Kręciłam się wokół własnej osi i nie przesypiałam nocy myśląc nad tym, co jeszcze powinnam zrobić, aby moje życie nie było nudne, gorsze, słabsze – czyli zmarnowane. Chciałam być piękna, seksowna, mądra, oczytana, mieć pasje, być lubiana, być wzorem, idealną matka, najlepszą żoną, cudotwórczynią, wizjonerką, aniołem, diabłem, strategiem, przyjacielem Aaaaaaaaaaaa….nie wiem, co jeszcze. Wiem, że to brzmi zabawnie, ale ja naprawdę chciałam być tym wszystkim, na raz. Wydawało mi się, że wierzę w siebie i, że jestem tego pewna – pewna siebie i tego, czego chcę. Oczywistą rzeczą jest, że to nie mogło się uda. Niezależnie od tego, jakiego rodzaju „zajebistością” bym była, to po prostu nie, no NIE da się. Niby oczywista rzecz, ale ja przecież byłam pewna! Za wszelka ceną chciałam wyzwolić się z poczucia bycia nikim, wytworzyć swoją niezależność, nową osobę. Nową mnie. Niby miałam wszystko: byłam ładna, miałam ładne ciało, gadane i wiedzę. Taka ładna i przemądrzała lala, która umie wszystko, a jeżeli nie umie to zaraz się nauczy. Gdyby wówczas przyszło mi to do głowy na pewno wspinałabym się bez zabezpieczeń po Marriotcie. Można być wszystkim i niczym? Ano można, i to jak!

Kiedy nadal chciałam być „top of the top”, legendą, zobaczyłam w Internecie dziewczynę, o której pisano, że jest niezwykle popularna i bogata, choć w zasadzie to nie wiadomo było, czemu. Być może dlatego, że miała biust wielkości dwóch moich głów, pupę w kształcie serca i generalnie była taką Lady X. Duża , seksowna dziewczyna, bez zmarszczek, bez cellulitu, z białymi zębami, z wielkimi wargami i spojrzeniem sarny spoglądała na mnie ze zdjęć pozując z innymi gwiazdami. Ponoć właśnie wydawała książkę, coś w stylu „Jak zmienić dupę na pupę”, czy jakoś inaczej. Patrzyłam na tę wiadomość i pomyślałam sobie: „Że niby, kurwa jak?” Mogłam być przecież szczupłą niunią z zadartym nosem, mogłam się wspinać po Marriotcie, skakać ze spadochronem, a nawet bez, być piękna, seksowna, mądra, oczytana, mieć pasje, być lubiana, być wzorem, idealną matka, najlepszą żoną, cudotwórczynią, wizjonerką, aniołem, diabłem, strategiem, przyjacielem etc., Ale jak do cholery mam być dziewczyną, która ma ciało w kształcie klepsydry i jak mam pisać książki o dupie??? Nie dam rady! – pomyślałam. Nie mogę być wszystkim o wszędzie. Nie potrafiłam sprawić, że wszyscy będą mnie kochać, choć bardzo tego chciałam. Chciałam przecież niemożliwego.

Jednak przystępując do tego diabelskiego tańca byłam pewna, że tego chcę. Myśląc o tym czułam pełna mobilizację. Chciałam wygrać siebie, przestać być tą wiecznie poniżaną i pomijaną dziewczynką, a stać się kobietą WOW.

Tyle, że dopiero teraz czuję się WOW. Nie mam co prawda krągłych bioder, nie jestem specjalistką od wszystkiego ani kobietą sukcesu. Dopiero, gdy straciłam swoje poprzednie życie i poczułam się wyrzucona poza schemat, który kochałam, poczułam się spokojna i lekka. Czułam się boginią bogactw nie mając niczego, prócz samej siebie. Decyzje, które muszę podejmować nie są spójne w żaden sposób z tym, czego oczekuje ode mnie otoczenie. Nie rozdaję już nieba na ulicy. Jestem sobą.

Z pewnością siebie i tego, co robimy jest trochę tak jakby się bratać z ośmiornicą – wlezie w każdą szczelinę w naszym życiu, a potem się zaciśnie jak ośmiornica. Rozumiemy pewność siebie jako poczucie, że nikt i nic nie jest w stanie nas odwieść od tego, co zamierzamy. Mam w ręku argumenty, statystyki, dane i dziesiątki rozmów przy winie mających nas utwierdzić w poczuciu, że możemy być pewni tego, co robimy. Czy zatem pewność należy potwierdzać? Czy ona rodzi wątpliwości? Zdecydowanie nie. Prawdziwa pewność siebie i tego , co robimy nie powoduje duszności, dręczących nas wątpliwości i nie generuje konieczności ciągłej konfrontacji z otoczeniem. Jeśli bowiem podejmiesz decyzję zgodną z tym, co mówi Twoja intuicja – odczujesz niewyobrażalną lekkość. Jeżeli robisz coś, co choćby w jakimś stopniu nie jest dla Ciebie, a mimo to chcesz usilnie iść drogą, która nie jest pisana Tobie, wówczas wątpliwości przychodzą dziesiątkami. Jeżeli nawet nie oznacza to, że trzeba uciekać, to być może należy na spokojnie rozstrzygnąć temat w sobie choćby po to, aby odzyskać spokój. Czasem jedyne, czego nam brakuje do spokoju to zrozumienie powodów, dla których postępujemy tak, czy inaczej.

 

Nadmiar siły powoduje problemy ze wzrokiem

 

Siła może być budująca i niezwykle twórcza, może również powodować, że zniekształci nam ona obraz tego, co jest wokół. Nakręcani świadomością, że jesteśmy cholernie pewni tego, co robimy stajemy się krótkowzroczni. Instynktownie omijamy wszystkie znaki i argumenty, że jedziemy złą drogą. Jadąc pod prąd i na oślep jesteśmy zagrożeniem również dla innych. Te zasady nie dotyczą jedynie kodeksu drogowego. Siła czyli karta VIII WA mówi o jeszcze jednej, ważnej rzeczy, że swoją siłę należy wykorzystywać rozsądnie i spokojnie. Siła to nie brutalność i nie polega na pacyfikowaniu przeciwnika. Nie opiera się na odbieranie jemu (problemowi) możliwości obrony. Siła mówi jasno – rozmawiaj sama ze sobą, nigdy nie lekceważ swojego głosu. Nie warto usprawiedliwiać swojego postępowania tym, że gubisz się, kiedy ktoś pyta, czy jesteś pewna. Pewność to naturalna zgoda, która objawia się rozkosznym spokojem i otwarciem się na znaki, które cały czas napływają od Wszechświata.

 

Nie kąsaj ręki, która Cię karmi

 

 

Na karcie „Siły” bardzo często przedstawiana jest kobieta, która zagląda prosto w pysk lwa. Wygląda to jakby było sprzeczne z naturą i tak w istocie jest. Można mówić o odwadze i sile nadzwyczajnej, ale warto na to zerknąć na to z pokorą. Żyjemy w czasach, kiedy hieny atakują osłabione liczebnie lwy. Porządek w naturze został więc boleśnie zachwiany. Niejednokrotnie, kiedy wykładałam tę kartę czułam dumę wtedy, gdy reprezentowała mnie. Czułam się silna i władcza. Jednak niemal miałam pewne wątpliwości, czy ta siła, która powala lwy jest siłą konstruktywną. Ile w niej chęci budowania a ile władania? Pacyfikowanie lwa to trzymanie innych za gardło, uniemożliwianie im złapania oddechu i ograniczanie ich perspektywy. Reasumując – to narzucanie innym własnego zdania głównie dlatego, że wydaje nam się, że odczuwamy pewność. Pewność siebie nie może być tyranią.

Kiedy byłam obwoźnym pajacem i chciałam być wszystkim i wszędzie wpychałam niemal do gardła swoje racje i swoją wizję świata. Wydawało mi się, że inni czegoś ode mnie wymagają podczas, gdy oni nie chcieli niczego. Dawanie siebie i swojej energii było moją potrzebą. Nie miałam szacunku dla swojego wewnętrznego lwa – zakazałam mu ryczeć. Paradoksalnie to ja stawałam się hieną, ni to psem ni wydrą. Ni sobą, ni nikim. Owszem, mogłam „zapanować” nad wszystkim: kontrolować i lepić po swojemu. Mogłam wyjść z założenia, że mam prawo do narzucania swojej wizji świata. Całe szczęście dla mnie, że tego nie zrobiłam. Chwała porządkowi świata, który się brutalnie o mnie upomniał.

Lew był królem zwierząt, a do jego detronizacji doprowadziła ludzka krótkowzroczność. Niech zatem jego smutna historia będzie opowieścią o tym, co się dzieje, gdy zostaje zachwiana równowaga. Czasem bowiem warto uciszyć myśli i serce, aby wsłuchać się w głos intuicji. Tylko jej wierzę. Będę niestrudzenie i monotonnie wołać jej imię, bo bez świadomości, czym ona jest będziemy skazani na wielki smutek, od którego nie będzie już powrotu.

Można być tyranem nie tylko w pracy. Można nią być kimś, kto uważa, że wie więcej o kimś niż on sam. Tyranem może być żona, która chcąc ochronić męża alkoholika przed utratą pracy pomaga mu wymyślić alibi, matka, która codziennie przypomina nastolatkowi o odrobieniu lekcji, kobieta odganiająca od męża potencjalne kochanki, mężczyzna, który mówi kobiecie gdzie ma pracować i za ile, dobry kolega, który zadba abyśmy mieli wszystko zanim o to poprosimy. Możemy stać się nim wtedy, kiedy próbujemy kogoś na siłę uszczęśliwić jednocześnie odbierając mu możliwość, aby sam zobaczył to, gdzie jest i jak daleko ma do brzegu. Zakrywamy innym wówczas oczy i prowadzimy po swojemu odbierając im możliwość poznania.

W mojej ukochanej talii Tarota „Barbieri” karta Siły ma numer XI, a jej oblicze reprezentuje kobieta, która patrzy w jeden punkt. Dookoła oczu ma swego rodzaju cień, który wydaje się być pozostałością po czymś w rodzaju przepaski zasłaniającej oczy. Patrzy zdecydowanie w jeden tylko punkt. Jest zdecydowana, ale nie widzi niczego wokoło. Pewność bywa ślepa.

Jakiś czas temu, jeden z Aniołów, który do mnie pisze maile 😉 napisał:

Jeżeli ktoś prosi Cię o ciastko, to daj mu ciastko nawet wtedy, gdybyś chciała podarować mu całe niebo. Chęć podarowania nieba to nie jest jego potrzebą, tylko Twoją”

 Pola Jezierska – „Pisze się, aby utrzymać ranę otwartą”
Tomasz Mann

Piszę, aby rany posypać słowami. Niech sączy się z nich tak długo się, aż zabraknie słów.

Poznanie pomnaża cierpienie”, ale chęć poznania jest większa od strachu.
Piszę aby zrozumieć – nie po to aby tłumaczyć.

Widzę, słyszę, czuję, myślę i na przemian boję się, aby znów być odważną.

Piszę, bajam i rozmyślam.

Melomanka, marzycielka, poszukiwaczka i stara dusza.

Nie polonistka, nie filolog, nie filozof.

Znowu naprzemiennie: Posiadaczka niespożytej energii miłości do ludzi i Wszechświata, aby zaraz potem wszystkiego nie znosić i złorzeczyć.

Dwubiegunowa. Wzrost: średni.

Wiek: słuszny

Oczy: szaro-niebiesko-zielone
Usposobienie: brak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.