Coś się kończy, coś się zaczyna …

Kiedy coś się kończy, nie zawsze chcemy iść do przodu. Czasami uparcie stoimy w miejscu z nadzieją że czas się zatrzyma a my pozostaniemy tam gdzie zawsze, z tym samym bagażem co zawsze i z tą samą jego zawartością.

Dobrze wiecie, że jest to niemożliwe. Strata pozostanie stratą, a my mamy dwie możliwości. Albo ją przeżyć, wykrzyczeć, wypłakać i opowiedzieć o niej. Albo przełknąć, schować w środku i uziemić się ze swoim cierpieniem bez jakiegokolwiek ruchu.

Niektórzy z nas na zawsze pozostają dziećmi ze strachu przed zmianą. Kiedy rozpada się nasz związek, tracimy przyjaciela, albo ktoś umiera, a my nie potrafimy się z tym pogodzić to w sumie nie ma w tym nic dziwnego. Gorzej jak nasz stan jest przewlekły a my stajemy się więźniami w swoim życiu. Czasami coś się rozbije, pogruchocze i rozpryśnie – wtedy nie można już posklejać czy złożyć, bo zwyczajnie nie ma już z czego naprawiać.
Pewnie wielu z nas, zamiecie pod dywan i nawet na głos nie wypowie słowa „strata”, ale wtedy nawet nie pozwalamy sobie na przeżywanie i pożegnanie. Złudzenia są częścią nas samych, co też jest normalne. Tyle że kosztem takiej iluzji i bujania w obłokach, jest upadek z pewnej wysokości. My sami cierpimy wtedy jeszcze dłużej i zbieramy jeszcze więcej siniaków.

Kiedy byłam dzieckiem straciłam pieska. Niektórzy ludzie instrumentalnie traktują zwierzęta. Z całą pewnością nie dzieci. Tak mocno to przeżyłam, że zamroziłam swoje uczucia. Nawet teraz, kiedy widzę jakieś zwierzę: chomika, kota, psa – nie potrafię się nad nim „rozpływać”. Pochowałam pieska pod drzewem, ale nigdy nie zapragnęłam nowego zwierzątka.

Potem zmarła moja koleżanka z klasy. Długo nie potrafiłam w to uwierzyć, a przez to, że byłam wtedy dzieckiem panicznie bałam się śmierci i nie wiedziałam tak naprawdę gdzie jest moja przyjaciółka. Słyszałam historię o duszy i niebie, ale bałam się, że jest gdzieś samotna i zapomniana.
Jakimś zbiegiem okoliczności koleżanka trafiła do tego szpitala w którym pracowała wtedy moja ciocia. Kiedyś podsłuchałam, jak mówiła rodzicom, że jej ciało po wypadku było w okropnym stanie. Po tym co usłyszałam nie potrafiłam sobie wyobrazić, że jest w niebie, szczęśliwa bo cały czas miałam przed oczami ją zmasakrowaną. Dzieci potrzebują rozmów z dorosłymi i o trudnych rzeczach. Niestety, wtedy nikt ze mną nie rozmawiał, a mojej głowie rósł ogromny znak zapytania podsycany domysłami i makabrycznymi obrazami.

Przez całe życie zmieniali się ludzie wokół mnie, niektórzy zostali na dłużej inni poszli w swoją stronę. Niektórych żegnałam z ulgą, a z kilkoma osobami trudno mi było było się rozstać. Wiem jedno, niezależnie od tego czy z kimś Ci było po drodze czy nie, musisz iść w swoim własnym kierunku.
Zrozumiałam, że nie da się rozpocząć nowego, kiedy tkwi się w starym, bo nie zawsze jest tam miejsce.
Potraktujcie to jak refleksje na początek roku. Ja robię porządki i zastanawiam się co ze sobą zabrać w tym nowym roku …

One thought on “Coś się kończy, coś się zaczyna …

  1. Prawda, większość ją zna, ale trudno się z nią pogodzić. Sama wychodzę z założenia, że” everything happens for the reason” i to mi trochę pomaga.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.